Jutro sądny dzień... :(
Komentarze: 3
A więc na dzień dzisiejszy sprawy mają się tak: jutro przed 12 spotykam się z Łukaszem i będziemy rozmawiać. Wczoraj po 22 napisałam do niego czy spotkamy się w środę, czy dopiero w piątek. Napisałam dlatego, że uznałam, że tak na dobrą sprawę to ja chcę rozmawiać, więc nic się nie stanie jak wyjdę z inicjatywą. Inaczej, nie wiem czy bym w ogóle się doczekała rozmowy, a jak już wczoraj pisałam, chcę to jak najszybciej załatwić i wziąć się za leczenie ran. Wracając do tematu, odpisał, że jeszcze nie wie kiedy, że odezwie się jutro i napisał dobranoc.(!) Napisałam, że nie rozumiem dlaczego nie wie, skoro zawsze mu pasowało, ale dobrze, poczekam. Jego SMS był bardzo suchy (w sumie nie dziwne), więc napisałam, że dziwię mu się, że jest zły, skoro to ja przeczytałam tak dużo gorzkich słów, że już chyba więcej się nie da. On na to spytał jakich gorzkich słów i jeszcze napisał: ”Miałaś odwagę, by zacząć ten temat, ale zabrakło ci jej, by go skończyć. Byłem pijany -wiem- ale to działało na twoją korzyść.” Odpisałam mu, że nieprawda, nie dało się z nim rozmawiać, bo nie traktował mnie poważnie, więc niech mi nie zarzuca tchórzostwa, bo ja dokończę tą rozmowę. I napisałam jeszcze, że dostałam od kogoś SMSa (obiecałam, że nie wsypię Huberta..), w którym było napisane to, co podobno mówił i właśnie o tym chcę porozmawiać. On mnie poprosił, żebym mu napisała numer telefonu, z którego wysłano SMSa, choć powiedział, że i tak wie kto go wysłał i jeszcze napisał, że się spotkamy w środę tak jak zwykle. Odpisałam, że SMS był wysłany z Internetu i nie był podpisany, więc nie ma możliwości zlokalizować nadawcy. Napisałam tez, że nie jest dla mnie ważne kto miał czelność napisać mi coś takiego, tylko jak bardzo tym skrzywdził. Puścił sygnał na ok. (zawsze tak robiliśmy..). I koniec. Czyli jutro wszystko się wyjaśni.. Boże, trzymajcie kciuki, żeby to się wszystko dobrze skończyło.. Nikt z moich przyjaciół nie wierzy w to, że Łukasz mógłby mi coś takiego zrobić.. Jest zbyt wiele rzeczy, które za tym przemawiają, no chyba, że przez to cholerne pół roku on dzień w dzień udawał i grał.. Dla mnie jest to fizycznie niemożliwe.. W każdym razie ja go mimo wszystko nadal kocham i dlatego mogę mu to jakoś wybaczyć, jeżeli przystanie na moje warunki: zacznie mnie szanować, traktować poważnie i jak człowieka, który ma uczucia, jeżeli mnie przeprosi i odwoła wszystko to, co powiedział na mnie złego przed tymi, którzy to słyszeli. W innym wypadku.. no cóż.. nie pozwolę sobą pomiatać.. Najgorsze jest to, że ja się zawiodłam. Bardzo.. Ufałam mu bezgranicznie, a on to tak łatwo przekreślił.. Jeśli wszystko dobrze się skończy (mój Boże, żeby tak było..) to będzie musiał naprawdę bardzo się starać i bardzo długo, bym z powrotem mogła mu zaufać. Choć.. to już nigdy nie będzie to samo zaufanie.. Tego nie da się powtórzyć i odbudować całkiem na nowo.. To już nigdy nie będzie pełne zaufanie.. I jeszcze jedno: przez co najmniej dwa miesiące (co najmniej!) zero, po prostu zero sexu (jeśli nadal będziemy razem oczywiście). A czy pozwolę mu się w ogóle dotknąć, tak, jak mnie dotykał dotychczas? Obawiam się, że długo nie.. Koniec gdybania! Nie wiadomo jak to będzie, więc gadam teraz niepotrzebnie takie rzeczy. Błagam trzymajcie kciuki, żeby okazało się, że mu zależy, że nie chce mnie stracić i niech zacznie się zmieniać.. Jutro wszystko napiszę.. I wiecie co? Do mnie to po prostu nie dociera, że istnieje możliwość, że się jutro rozstaniemy. Ja w to nie wierzę! Nie mogę uwierzyć..
Dodaj komentarz