Święta.
Komentarze: 14
Nie znoszę świąt. Chyba nawet żadnych w zasadzie, nie mówię tylko o Wielkanocy. Święta jak święta, nie są w zasadzie takie złe, tylko odrzuca mnie ta nuda. Dla mnie najgorsza jest właśnie nuda. No tego nie mogę znieść! A teraz właśnie nudzę się jak cholera. Nigdzie nie mogę wyjść, z nikim nie mogę się spotkać, bo rodzice mówią, że w święta spotyka się z rodziną, a nie ze znajomymi. No i tak właśnie jest beznadziejnie. Cały dzień nic nie robiłam. Siedziałam przy kompie, obijałam się, a przed chwilką obejrzałam "Przekleństwa Niewinności" Coppoli. Zajebisty film. Oparty na książce. Książka też fantastyczna. Czytałam ją już dawno i potem polowałam na film. No i wreszcie go mam, no i wreszcie go obejrzałam. Zachwyt, fascynacja, zastanowienie. Dobry humor mnie nie opuszcza. Emanuję radością, miłością, szczęściem, tryskam energią. A to chyba dlatego, że wreszcie opanowałam sztukę wyłączania się. Wokół mnie, obok mnie, wręcz przede mną dzieją się takie rzeczy, o których połowie z was pewnie nawet nigdy się nie śniło, a ja wreszcie tego nie widzę. Potrafię stać na przeciwko i nie widzieć tego, czego nie chcę widzieć, nie zatykać uszu, a nie słyszeć tego, czego nie chcę słyszeć, być na wyciągnięcie ręki, a nie czuć tego, czego nie chcę czuć. I tak jest chyba łatwiej. Stworzyć własny świat i uciekać do niego, kiedy tylko zajdzie potrzeba. Świat, do którego nie wejdzie nikt, oprócz mnie. Świat, którego nikt nie zobaczy oprócz mnie. Świat, w którym mogę odnaleźć spokój, gdy Oni mi go nagle zabierają. Zabierają mi go codziennie. Raz gwałtowniej, raz słabiej, ale codziennie. Codziennie MUSZĘ się wyłączyć, choć na chwilę. Nie chcę ich widzieć, nie chcę ich słyszeć. I udaje mi się to zawsze, gdy tego chcę. Szkoda mi tylko Pauliny. Ona tak nie umie, ona jest zawsze w centrum awantury. A ja już obok. Ja w ogóle jestem obok, a może nawet poza. Zawsze tego chciałam. Tylko, że teraz wiem, że to przykre, że nie mam normalnego domu, że robię wszystko, by być w nim jak najkrócej. Z tym, że wiem, że nie tylko u mnie w domu wiecznie jest sajgon. Nie rozumiem jednak dlaczego oni się nie rozwiodą. Skoro nawet święta nie są normalne. A widzicie? Ja nawet pomimo to jestem radosna i umiem się cieszyć ze wszystkich miłych rzeczy, które mnie spotykają. I może dlatego umiem się tak bardzo przywiązać do drugiej osoby i tak bardzo kochać. W końcu "trzeba kochać, żeby żyć." I tym ciepłym akcentem, kończę moją smutną notkę. Smutna, bo święta bynajmniej do wesołych nie należą. :**
Dodaj komentarz